Dopracowaliście już swoje CV i list motywacyjny do granic
perfekcji. Co teraz? Pora rozsyłać swoje dokumenty aplikacyjne pracodawcom,
prawda? CV prezentuje się rewelacyjnie, więc powinni ochoczo dzwonić. A tu nie
dzwonią. Co się dzieje?
W takiej sytuacji może warto się zastanowić, jak przedstawia
się nasz wizerunek internetowy. Dokumenty aplikacyjne są kluczowe podczas
zapraszania kandydatów na rozmowę kwalifikacyjną, jednak rekruterzy coraz
częściej sięgają po inne metody sprawdzenia potencjalnego pracownika. Zrobienie
szybkiego researchu w sieci jest jedną z najprostszych metod. Jeżeli to, co
spokojnie dryfuje sobie w internecie, mówi mało o nas jako profesjonalistach,
ale za to przedstawia nas jako ludzi niepoważnych i niekompetentnych, to nic
dziwnego, że telefonów od rekruterów
brak.
Na początku skupię się na Facebooku, gdyż jest to
najpopularniejszy portal społecznościowy. Rzadko się zdarza, żeby ktoś nie miał
tam swojego profilu, zwłaszcza jeżeli jest osobą w miarę młodą. Musimy mieć
świadomość, że to, co umieszczamy na Facebooku, może być widoczne dla
rekrutera, a przez to zadziałać na naszą niekorzyść. O jakie elementy warto
zadbać?
Po pierwsze, wstawmy odpowiednie zdjęcie profilowe. Nie musi
to być od razu sztywna fotografia w garniturze, gdzie mamy minę jak na
pogrzebie. Każdy człowiek ma prawo pozwolić sobie na odrobinę luzu. Ważne
jednak, żeby zdjęcie nie przekroczyło granic dobrego smaku i żeby nie
przedstawiało kandydata jako osoby, która się nie nadaje do poważnej pracy.
Po drugie, uważajmy na to, jakie zdjęcia i posty
umieszczamy na co dzień. Jeżeli non stop wstawiamy fotki z kolejnych imprez,
rekruter może zacząć się zastanawiać, czy będziemy mieli w ogóle czas na
odrobinę pracy zawodowej. A jeśli nawet – to czy uda nam się realizować obowiązki
po nieprzespanej nocy i na kacu. Oczywiście niewskazane są wszelkiego typu
treści pozwalające domniemywać, iż pod naszą czaszką nie do końca jest tak, jak
być powinno. Starajmy się też nie wstawiać zbyt często komentarzy, które
pokazują nas jako przesadnie roszczeniowych, zarozumiałych, leniwych, mściwych
i tak dalej.
Po trzecie, kontrolujmy to, na jakich zdjęciach tagują nas
znajomi. Cóż z tego, że sami staramy
się, by nasze zdjęcia były poprawne i pozytywne, skoro szalony kumpel, w
napadzie dobrego humoru, wstawi coś, co takie poprawne już nie jest.
Po czwarte, zadbajmy o podstawowe informacje o nas, które są
widoczne na naszym profilu. Wpisanie w miejscu pracy „Szlachta nie pracuje,
szlachta się bawi”, a w edukacji „Wyższa Szkoła Robienia Hałasu” raczej nam nie
zaskarbi przychylności rekrutera.
Po piąte, upewnijmy się, że profil na Facebooku w miarę
pokrywa się z tym, co napisaliśmy w CV. A więc polubmy strony będące
odzwierciedleniem naszych zainteresowań. Zapiszmy się do grup powiązanych z
branżą, do której aplikujemy . W ten sposób skutecznie udowodnimy, że poruszamy
się w obrębie danej dziedziny. Będzie to bardziej wiarygodne niż deklaracja w
CV. Jednocześnie uważajmy na to, żeby nie mieć wśród polubionych profilów
działających na naszą niekorzyść.
Jeżeli jednak lubimy umieszczać na swoim profilu rzeczy,
które nie zawsze nadają się dla oka rekrutera (no bo czemu niby mamy się
ograniczać?), to istnieje banalny sposób, żeby załatwić tę sprawę: wystarczy
zmienić ustawienia dostępu. Niestety nie każdy o tym wie, że jedynie parę
kliknięć pomoże w ustaleniu raz na zawsze, kto ma wgląd w treści na naszym
profilu, a kto nie. Warto zablokować dostęp osobom, których nie mamy w gronie
znajomych. Wtedy zyskujemy pewność, że rekruterzy nie zobaczą czegoś, czego
zobaczyć nie powinni.