piątek, 28 listopada 2014

Wizerunek kandydata w sieci, cz. 1 - Facebook

Dopracowaliście już swoje CV i list motywacyjny do granic perfekcji. Co teraz? Pora rozsyłać swoje dokumenty aplikacyjne pracodawcom, prawda? CV prezentuje się rewelacyjnie, więc powinni ochoczo dzwonić. A tu nie dzwonią. Co się dzieje?

W takiej sytuacji może warto się zastanowić, jak przedstawia się nasz wizerunek internetowy. Dokumenty aplikacyjne są kluczowe podczas zapraszania kandydatów na rozmowę kwalifikacyjną, jednak rekruterzy coraz częściej sięgają po inne metody sprawdzenia potencjalnego pracownika. Zrobienie szybkiego researchu w sieci jest jedną z najprostszych metod. Jeżeli to, co spokojnie dryfuje sobie w internecie, mówi mało o nas jako profesjonalistach, ale za to przedstawia nas jako ludzi niepoważnych i niekompetentnych, to nic dziwnego,  że telefonów od rekruterów brak.

Na początku skupię się na Facebooku, gdyż jest to najpopularniejszy portal społecznościowy. Rzadko się zdarza, żeby ktoś nie miał tam swojego profilu, zwłaszcza jeżeli jest osobą w miarę młodą. Musimy mieć świadomość, że to, co umieszczamy na Facebooku, może być widoczne dla rekrutera, a przez to zadziałać na naszą niekorzyść. O jakie elementy warto zadbać?

Po pierwsze, wstawmy odpowiednie zdjęcie profilowe. Nie musi to być od razu sztywna fotografia w garniturze, gdzie mamy minę jak na pogrzebie. Każdy człowiek ma prawo pozwolić sobie na odrobinę luzu. Ważne jednak, żeby zdjęcie nie przekroczyło granic dobrego smaku i żeby nie przedstawiało kandydata jako osoby, która się nie nadaje do poważnej pracy.

Po drugie, uważajmy na to, jakie zdjęcia i posty umieszczamy na co dzień. Jeżeli non stop wstawiamy fotki z kolejnych imprez, rekruter może zacząć się zastanawiać, czy będziemy mieli w ogóle czas na odrobinę pracy zawodowej. A jeśli nawet – to czy uda nam się realizować obowiązki po nieprzespanej nocy i na kacu. Oczywiście niewskazane są wszelkiego typu treści pozwalające domniemywać, iż pod naszą czaszką nie do końca jest tak, jak być powinno. Starajmy się też nie wstawiać zbyt często komentarzy, które pokazują nas jako przesadnie roszczeniowych, zarozumiałych, leniwych, mściwych i tak dalej.

Po trzecie, kontrolujmy to, na jakich zdjęciach tagują nas znajomi. Cóż z tego, że sami staramy się, by nasze zdjęcia były poprawne i pozytywne, skoro szalony kumpel, w napadzie dobrego humoru, wstawi coś, co takie poprawne już nie jest.

Po czwarte, zadbajmy o podstawowe informacje o nas, które są widoczne na naszym profilu. Wpisanie w miejscu pracy „Szlachta nie pracuje, szlachta się bawi”, a w edukacji „Wyższa Szkoła Robienia Hałasu” raczej nam nie zaskarbi przychylności rekrutera.

Po piąte, upewnijmy się, że profil na Facebooku w miarę pokrywa się z tym, co napisaliśmy w CV. A więc polubmy strony będące odzwierciedleniem naszych zainteresowań. Zapiszmy się do grup powiązanych z branżą, do której aplikujemy . W ten sposób skutecznie udowodnimy, że poruszamy się w obrębie danej dziedziny. Będzie to bardziej wiarygodne niż deklaracja w CV. Jednocześnie uważajmy na to, żeby nie mieć wśród polubionych profilów działających na naszą niekorzyść.

Jeżeli jednak lubimy umieszczać na swoim profilu rzeczy, które nie zawsze nadają się dla oka rekrutera (no bo czemu niby mamy się ograniczać?), to istnieje banalny sposób, żeby załatwić tę sprawę: wystarczy zmienić ustawienia dostępu. Niestety nie każdy o tym wie, że jedynie parę kliknięć pomoże w ustaleniu raz na zawsze, kto ma wgląd w treści na naszym profilu, a kto nie. Warto zablokować dostęp osobom, których nie mamy w gronie znajomych. Wtedy zyskujemy pewność, że rekruterzy nie zobaczą czegoś, czego zobaczyć nie powinni.

piątek, 21 listopada 2014

Oko w oko z rekruterem - o kontakcie wzrokowym podczas rozmowy kwalifikacyjnej

Udało się stworzyć swoje CV i list motywacyjny i wysłać je na konkretne oferty pracy? Pojawiło się zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną? Nareszcie. Przychodzi czas spotkania. I tu warto pamiętać, że istotne jest nie tylko przygotowanie merytoryczne. Podczas procesu komunikacji liczy się nie tylko CO, ale również JAK. Dlatego doceńmy rolę komunikacji niewerbalnej, w tym kontaktu wzrokowego, który stanowi jeden z najważniejszych elementów tejże.

Czy należy utrzymywać kontakt wzrokowy z rekruterem? Oczywiście, że tak. Jeżeli kandydat przez całą rozmowę nie patrzy na interlokutora, tylko z uporem wpatruje się w podłogę, nie zachęca do zatrudnienia swojej osoby. Wiadomo, stres robi swoje i czasem łatwiej jest wbić wzrok w jakikolwiek punkt, który nie jest rekruterem. Jednak wtedy sprawia się wrażenie osoby chorobliwie nieśmiałej, przestraszonej, niepewnej. Rekruter może uznać, że taki kandydat coś ukrywa albo nie potrafi nawiązywać właściwych relacji interpersonalnych. Poza tym ciężko poczuć sympatię do kogoś, kto usilnie unika patrzenia prosto w oczy.

Słowem, kontakt wzrokowy z rekruterem nawiązany być musi. Jednak pamiętajmy, żeby robić to dobrze. Należy patrzeć w oczy przez około 60 % całej rozmowy kwalifikacyjnej (oczywiście nie liczymy tego czasu z zegarkiem w ręku; robimy to – nomen omen – na oko). Uporczywe wpatrywanie się w oczy przez calutką rozmowę jest nienaturalne i niezręczne i najprawdopodobniej wywoła u rekrutera niepokój oraz dyskomfort.

Nie da się jednocześnie patrzeć w obie gałki oczne rozmówcy. Warto więc przenosić wzrok raz na jedno, raz na drugie oko. Bezpiecznie jest kierować spojrzenie na punkt między brwiami – nie patrzymy bezpośrednio w oczy, ale wyglądamy, jakby tak było – to znacznie ułatwia kontakt w tak stresującej sytuacji jak rozmowa kwalifikacyjna.

Często przyjmuje się, że kłamca nie patrzy w oczy. Nieprawda. Wielu wytrawnych kłamców bez problemu kieruje spojrzenie prosto na rozmówcę. Dlatego nie bójmy się od czasu do czasu odwracać wzroku. To jest całkiem naturalne, na przykład przy zastanawianiu się nad jakąś kwestią.

Warto też dla pewności dodać, że nie należy na dłużej utkwić wzroku w jednym punkcie, na przykład na lampie w pokoju. Oczywiście źle jest również patrzeć przez dłuższy czas na jakiś element osoby rekrutera, powiedzmy na włosy. Rozmówca może wtedy poczuć niepewność i zacząć się zastanawiać, czy z jego fryzurą wszystko w porządku.

Na koniec dodam, że dobrze jest powstrzymywać się od nerwowych reakcji typu częste mruganie albo rozbiegany wzrok. Taki stale mrugający kandydat prezentuje się jako człowiek znerwicowany, który nie potrafi sobie poradzić w sytuacji stresowej. Trudniej zaufać osobie zdenerwowanej, nawet gdy samej treści wypowiedzi nie można nic zarzucić.

Oczywiście na stan rozmowy kwalifikacyjnej składa się szereg czynników, ale nie bagatelizujmy roli wzroku. Nauczmy się panować nad spojrzeniem podczas sytuacji biznesowych, a wpłynie to pozytywnie na jakość naszych kontaktów, nie tylko zawodowych.

piątek, 24 października 2014

7 najczęstszych błędów przy pisaniu listu motywacyjnego

W dzisiejszych czasach list motywacyjny stanowi niemal niezbędny element procesu rekrutacyjnego. W większości ogłoszeń o pracę widnieje wymóg przysłania nie tylko samego CV, ale również listu motywacyjnego. Miejmy świadomość, że napisanie listu daje nam sposobność do zaciekawienia pracodawcy i pokazania, iż mamy nie tylko cenne doświadczenie i odpowiednie kwalifikacje, ale również ciekawą osobowość. Wbrew pozorom nie jest łatwo napisać dobry list motywacyjny. Dlatego poniżej umieszczam 7 najczęściej popełnianych błędów przy pisaniu listu motywacyjnego:

      1.       Powielanie treści zawartych w CV.
Mamy CV, więc napisanie listu motywacyjnego poszło szybko: wystarczyło przepisać to, co było w CV, jedynie przekształcając treść w zgrabne zdania. Rekruter, czytając list, utrwali sobie informacje, które wyszczególniliśmy w CV. Dzięki temu na pewno nie pominie tego, co istotne.
Pisząc list motywacyjny, w którym nie ma nic nowego, w żaden sposób nie zainteresujemy rekrutera. Jeżeli nie przedstawimy się w sposób interesujący, nie będziemy spostrzegani jako warci uwagi i zatrudnienia.
Ukończyliśmy dwa kierunki studiów, co oczywiście znalazło się w CV. Więc po co w liście podawać jeszcze raz te kierunki, dla pewności dodając również uczelnię? List motywacyjny NIE JEST powtórzeniem CV w innej formie. Ma stanowić uzupełnienie i pogłębienie tego, co znalazło się w CV. Powinien rozwijać treści CV i dodawać nowe informacje, które nie pasowały do tego, aby zawrzeć je w CV. Jeżeli w CV zawarliśmy listę szkoleń, w których braliśmy udział, nie wypisujmy tych szkoleń w liście. Możemy natomiast napisać, jakie umiejętności nabyliśmy dzięki tym szkoleniom. Jeśli na studiach wykonaliśmy ważny projekt, po to mamy list motywacyjny, żeby o tym wspomnieć. Pamiętajmy, żeby w liście motywacyjnym pojawiła się nowa jakość. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy pochwalili się tam szczególnymi sukcesami i sytuacjami, które wpłynęły na nasz dorobek zawodowy. Możemy wspomnieć o planach ważnych z punktu widzenia pracy.

      2.       Stosowanie ogólników.
Ufff, udało nam się wstawić do listu motywacyjnego praktycznie wszystko z listy wymagań danego ogłoszenia o pracę. Napisaliśmy o tym, że jesteśmy kreatywni i sumienni, dobrze pracujemy w zespole, świetnie organizujemy pracę własną, rewelacyjnie radzimy sobie ze stresem, nie boimy się nowych wyzwań. Skoro mamy to na papierze, to faktycznie tak jest. Rekruter zdecydowanie nam uwierzy, że posiadamy te umiejętności.
Jeżeli rekruter otrzyma informacje niepoparte przykładami, nie uwierzy nam na słowo, nie łudźmy się. Brak argumentów popierających nasze deklaracje świadczy na naszą niekorzyść. Wręcz możemy być posądzeni o mijanie się z prawdą w celu podrasowania dokumentów aplikacyjnych.
Pisanie o swoich kompetencjach osobowych, bez poparcia ich konkretami i faktami, mija się z celem. Nie stosujmy bezmyślnie ogólników, podajmy przykłady. Jeśli mówimy, że dobrze pracujemy pod presją czasu, wspomnijmy sytuację zawodową, w której faktycznie musieliśmy się wykazać tą umiejętnością. Jeżeli przedstawiamy siebie jako kreatywnych, napiszmy o jakimś projekcie wymagającym od nas akurat tej cechy. Umiejętnie funkcjonujemy w zespole? Wypiszmy pełnione obowiązki, które wiązały się z koniecznością pracy w zespole. Nie boimy się wyzwań? Dajmy przykład, jakich nowych działań się podjęliśmy i z jakim efektem.

      3.       Kolokwialny styl i potoczny język.
Te wszystkie dokumenty rekrutacyjne wydają się takie suche, urzędowe, sztywne. Nie podoba nam się to. W związku z tym napisaliśmy list motywacyjny bardziej przystępnym językiem. Dzięki temu będziemy spostrzegani jako wyluzowani, interesujący, komunikatywni. Pojawiło się sporo kolokwialnych zwrotów? To nic, pokazaliśmy się od ludzkiej strony. Rekruter z pewnością to doceni.
Nie doceni. Potraktuje nas jako niepoważnych, niefachowych, niesolidnych. Skoro w taki luzacki sposób podchodzimy do poszukiwania pracy, czy wykażemy się odpowiedzialnością i obowiązkowością w pracy?
Nie zapominajmy, że list motywacyjny ma być profesjonalnym dokumentem. A więc nie ma w nim miejsca na potoczny język. Nawet przy aplikowaniu na bardziej kreatywne stanowiska musimy pamiętać, że należy zachować pewien poziom wypowiedzi. Kolokwializmy i mało profesjonalne zwroty pod żadnym pozorem nie powinny się znaleźć w liście motywacyjnym.

      4.       Zbyt dużo informacji.
Mamy pracodawcy tyle do powiedzenia odnośnie naszej osoby. Każda rzecz, którą robiliśmy, wydaje się taka ważna. Wręcz niezbędna. Boimy się pominąć cokolwiek. A nuż akurat ta informacja okaże się kluczowa? Dlatego na wszelki wypadek napisaliśmy wszystko, co nam przyszło do głowy. Ojej, list motywacyjny zajął dwie strony czcionką 10? Żaden problem, wyjdzie na to, że mamy naprawdę bogate doświadczenie i umiejętności. Rekruter z pewnością się zachwyci naszymi sukcesami.
Przesadnie długi list motywacyjny absolutnie nie ułatwi nam dostania się na rozmowę kwalifikacyjną. Udowodnimy w ten sposób, że nie potrafimy dokonać selekcji informacji, że nie  umiemy zdecydować, co jest ważne, a co nie. Albo że po prostu nie chciało nam się przysiąść na chwilę i zastanowić nad treścią dokumentu.
List motywacyjny nie powinien przekraczać objętości jednej strony A4. A w większości przypadków treść nie powinna być dłuższa niż pół strony. Dlatego należy poświęcić trochę uwagi na przesianie informacji i wyrzucenie części z nich. Nie zawsze jest to łatwe, wiem. Ale powinniśmy dokonać wyboru, które dane są najważniejsze, a bez których jednak możemy się obejść. List motywacyjny nie jest rozprawką. Musi być zwięzły i konkretny.

      5.       Nieczytelny wygląd.
Zadbaliśmy o wysoką jakościowo treść listu. Wszak to jest ważniejsze niż forma. Po co tracić czas na formatowanie treści? Mamy więc czarną czcionkę na białym papierze. Bez akapitów i wyjustowania tekstu. Bez interlinii. Czcionką dziesiątką. Da się przeczytać? No, jakoś się da. Więc wszystko wydaje się w porządku.
Jeżeli nie podjęliśmy wysiłku, aby uczynić nasz dokument czytelnym, nie dziwmy się, jeżeli będziemy postrzegani jako osoby chaotyczne, niedbałe i pozbawione profesjonalizmu. Nie mówiąc już o tym, że damy dowód, iż nie radzimy sobie wystarczająco z obsługą edytora tekstowego.
Oczywiście, najważniejsze jest to, CO napiszemy w liście motywacyjnym, ale nie zapominajmy, że liczy się, JAK to wygląda. Nie każmy rekruterowi wczytywać się w dokument pozbawiony jakiejkolwiek przejrzystości. Absolutnie obowiązkowo należy wprowadzić elementy typu: odpowiednio duża i czytelna czcionka; akapity; wyjustowanie tekstu; przerzucenie literek-sierotek do następnej linijki; interlinia. Warto także wytłuścić słowa-klucze. Wtedy rekruter już na pierwszy rzut oka widzi to, co w liście motywacyjnym najważniejsze. Ale nie przesadzajmy w drugą stronę i nie pogrubiajmy połowy dokumentu. Sprawmy, żeby list swoją formą zachęcał do przeczytania całości. Większość ludzi jest wzrokowcami i ładnie sformatowany dokument spotka się z większą aprobatą niż prosty, standardowy tekst. Dobrym pomysłem może być także dopasowanie wyglądu listu do wyglądu CV, żeby oba dokumenty stanowiły klarowną całość. CV ma kolory i elementy graficzne? Dorzućmy je też w subtelny sposób do listu motywacyjnego.

      6.       Błędy ortograficzne, interpunkcyjne i stylistyczne.
Bardzo ładnie przedstawiliśmy swoje zalety i kompetencje – sensownie i z podaniem przykładów. Ale w tekście pojawiają się mniej lub bardziej rażące błędy: ortograficzne, interpunkcyjne, literówki, a  także niepoprawna składnia. No trudno, nie każdy musi ogarniać każdy niuans języka polskiego.
Co taki list motywacyjny o nas mówi? Że skoro nawet nie chciało nam się starannie sprawdzić zawartości dokumentu aplikacyjnego, to zdecydowanie nie poradzimy sobie w bardziej złożonych i wymagających sytuacjach. Prezentujemy się jako jednostki niekompetentne, leniwe, niechlujne. Tego typu błędy praktycznie nas dyskwalifikują już na starcie.
Pamiętajmy, żeby bardzo starannie przeczytać napisany list motywacyjny, najlepiej kilka razy. Warto również sprawdzić w edytorze tekstowym, czy któreś słowa podkreślają się na czerwono (ale miejmy świadomość, że Word nie wychwyci wszystkich popełnionych błędów). Warto też dać dokument do przeczytania komuś innemu – on może zauważyć coś, co nam umknęło.

      7.       Wysyłanie jednej wersji wszędzie.
Udało się w końcu napisać w miarę sensowny list motywacyjny? Świetnie, to teraz pora na wysyłkę. Znaleźliśmy kilka ogłoszeń o pracę, więc wszędzie wysyłamy ten sam list. Po co cokolwiek zmieniać, przecież tekst brzmi ładnie i znakomicie prezentuje nasze atuty. A wprowadzanie zmian wymaga czasu. To pracochłonne dziesięć razy przekształcać list w przypadku dziesięciu ogłoszeń o pracę.
Powielanie jednego listu nie zadziała na naszą korzyść. Jeśli już na pierwszy rzut oka widać, że taki list motywacyjny jest uniwersalnym szablonem i nie został spersonalizowany, bardziej sobie zaszkodzimy niż pomożemy. Pokażemy, że nie zależy nam zbytnio na danej pracy, skoro nie chciało nam się nawet wysilić na dopracowanie listu motywacyjnego. Wyjdziemy na osoby leniwe, niezaangażowane i pozbawione większych ambicji.
Należy przyjrzeć się wymogom zawartym w ogłoszeniu i odpowiednio zmodyfikować bazowy list, aby widać było, że przeczytaliśmy to ogłoszenie i że piszemy nie do wszystkich firm, ale do tej jednej konkretnej firmy. Nie zapomnijmy również o umieszczeniu odpowiedniej nazwy stanowiska, na które aplikujemy, oraz numeru referencyjnego, jeśli takowy znalazł się w ogłoszeniu. Warto też wspomnieć o tym, gdzie znaleźliśmy daną ofertę pracy.


List motywacyjny jest wymogiem współczesnej rekrutacji i nic na to nie poradzimy. Dlatego warto poświęcić temu dokumentowi dużo uwagi, bo to może zaprocentować przy zdobywaniu pracy. Nie bagatelizujmy roli listu i nie zapominajmy o zwróceniu uwagi na powyższe informacje.

czwartek, 24 lipca 2014

Zainteresowania w CV – czy warto poświęcić czas tej rubryce?

Piszecie swoje CV. Wypełniliście skrupulatnie wszystkie rubryczki: doświadczenie zawodowe, wykształcenie, kursy, języki obce, inne umiejętności… I na koniec, jak na doczepkę, pozostaje punkt dotyczący hobby. Trochę dziwne, prawda? Tworzycie taki poważny dokument, a tu ni z gruszki, ni z pietruszki trzeba opisać to, czym się zajmujemy w wolnym czasie. Wielu osobom wydaje się, że ten punkt w CV jest zbędny. Czy rzeczywiście?

Okazuje się, że zainteresowania w CV odgrywają dosyć istotną rolę, chociaż na pierwszy rzut oka się tego nie widzi. Brak wpisanego hobby może być wskazówką, że kandydat po prostu nie przejawia żadnych zainteresowań i pasji, a więc to oznacza, że nie lubi poszerzać horyzontów i rozwijać się w nowych dziedzinach. Skoro jest taki zamknięty na doznania i nie wykorzystuje kreatywnie wolnego czasu, może nie wykazywać się kreatywnością również w życiu zawodowym.

Bardzo często można się spotkać w CV z tym, że kandydat wpisuje w zainteresowaniach standardową formułkę: film, muzyka, literatura, fotografia, sport, psychologia. Taki wpis niewiele wnosi, gdyż zastosowane pojęcia są za szerokie i zbyt ogólne. To również jest sygnałem, że osoba starająca się o pracę nie ma prawdziwych pasji. Albo że po prostu pisała CV „na odwal się” i szkoda jej było czasu na głębsze zastanowienie się.

W takim wypadku, jeżeli faktycznie przejawiamy zainteresowania we wskazanych kierunkach, należy trochę nasz wpis skonkretyzować. Przykładowo, zamiast „muzyka”, o ile lepiej brzmi „japońska muzyka”. Zamiast „literatura” – „twórczość Murakamiego”. Zamiast „psychologia” – „psychologia behawioralna”.

Zamiast „sport” można wpisać – „wspinaczka skałkowa”. Do tego jeżeli kandydat doda informację, że bierze udział w zawodach wspinaczkowych, jak na dłoni widać, że podaje prawdziwą pasję. I dodatkowo potwierdza, że jest wytrwały i systematyczny, nie boi się nowych wyzwań, nie poddaje się łatwo. Te cechy mogą mieć przełożenie również na życie zawodowe.

Niezbyt dobrym zabiegiem jest wpisywanie zainteresowań, które kompletnie pokrywają się z pracą. Tak, to prawda, pokazujemy w ten sposób, że praca jest naszą pasją. I że lubimy rozwijać naszą wiedzę i kompetencje stricte zawodowe również w czasie wolnym. To się chwali. Ale jednocześnie możemy wyjść na pracoholików. Nie warto pokazywać, że poza pracą nie ma się w życiu niczego, czym można się zająć. Więc jak najbardziej, pokazujmy zainteresowania powiązane z pracą, ale dodajmy obok inne, które z tą pracą się nie łączą.

Warto wpisać jakąś nietuzinkową, rzadko spotykaną pasję. Można w ten sposób zaintrygować rekrutera i wyjść na osobę wyjątkowo interesującą. Jednak, rzecz jasna, nie koloryzujmy i nie dopisujmy sobie zainteresowań, których nie posiadamy. Prawdopodobieństwo, że rekturer będzie dobrze znał dane zagadnienie, jest bardzo małe, ale jednak istnieje. W takim przypadku kłamstwo błyskawicznie wyjdzie na jaw, a kandydat nie będzie miał co szukać w danej firmie.

Na sam koniec dodam rzecz oczywistą, a więc: nie umieszczajmy w CV zainteresowań, które są wyjątkowo niepoważne, sprzeczne z obowiązującymi normami, odpychające, godzące w dobry smak i w czyjeś przekonania. Skreślimy się na starcie.

Oczywiście nie zawsze rekruterzy analizują szczegółowo rubrykę z hobby. Jednak może ona się okazać wielce pomocna podczas procesu rekrutacji i ostatecznie zadziałać na korzyść. Podczas wyboru między dwoma kandydatami o takim samym doświadczeniu to zainteresowania mogą wskazać, na którego z kandydatów się zdecydować.

niedziela, 20 lipca 2014

Czy przyznawać się do CV napisanego przez profesjonalistów?

Ostatnimi czasy na rynku pojawiło się wiele firm świadczących profesjonalne usługi pisania dokumentów aplikacyjnych.  Czy osoba, która zamówiła sobie takie profesjonalne CV, powinna zataić ten fakt przed pracodawcą, czy jednak nie ma się czego wstydzić?

Główny argument przeciwko dokumentom aplikacyjnym na zamówienie brzmi następująco: niemożliwe, żeby kandydat, który nawet nie umiał samodzielnie napisać CV, poradził sobie w pracy wymagającej wypełniania wielu odpowiedzialnych obowiązków. Oprócz tego, nie warto przyjmować osoby, która ewidentnie jest leniwa, skoro nie chce jej się przygotować swojego CV. Często mówi się również o tym, że osoby bezrobotne mają i tak za dużo wolnego czasu, więc co to za problem przysiąść na dłużej i popracować nad dokumentami aplikacyjnymi, żeby wyglądały bardzo dobrze i zachęciły pracodawcę do zaproszenia kandydata na rozmowę kwalifikacyjną.

Nie zapominajmy jednak, że człowiek nie jest omnibusem. Nikt nie ma obowiązku znać się na wszystkim. Jeżeli inżynier chce zostać przyjęty do pracy ze względu na jego wysoką wiedzę i umiejętności z dziedziny inżynierii, to nie musi być mistrzem przygotowywania dobrego CV. Podobnie jest z informatykami – z reguły świetnie radzą sobie z zagadnieniami wymagającymi umiejętności ścisłych, jednak jeżeli chodzi już o „sprzedanie siebie”, nie zawsze udaje im się to łatwo.

Pamiętajmy, że wysłanie CV to jedynie pierwszy etap w drodze do zdobycia wymarzonej pracy. Dobrze wykonane CV ma zwrócić uwagę rekrutera, co przełoży się na zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Dlatego CV powinno się wyróżniać na tle innych zarówno pod względem treściowym, jak i graficznym. W związku z tym, jak taki przeciętny Kowalski ma stworzyć swoje CV, żeby rzuciło rekturera na kolana? Dlatego lepiej, żeby CV zrobione było przez profesjonalistę, a jeżeli pan Kowalski dostanie się na rozmowę rekrutacyjną, od niego będzie zależało, czy zaprezentuje wystarczające umiejętności. CV jest jedynie biletem pomagającym przejść pierwszy etap.

Poza tym, profesjonalne CV stanowi jedynie ładne opakowanie dla wiedzy, doświadczenia i umiejętności kandydata. Zlecając napisanie CV innym, ten kandydat nie popełnia żadnego oszustwa, gdyż w CV dalej istnieją prawdziwe informacje na jego temat. Jedynie odpowiednio wyeksponowane przez ludzi, którzy się na tym znają. Powiedzmy sobie szczerze, nie każdy jest mistrzem Photoshopa i marketingu. Więc chyba lepiej zostawić pisanie CV ludziom, którzy robią to na co dzień, a samemu zająć się wykonywaniem tego, co się umie najlepiej.

W internecie znajduje się mnóstwo poradników na temat tego, jak odpowiednio napisać CV. Ale powiedzmy sobie szczerze, nie wszystkie informacje znalezione w sieci są godne zaufania. Wiele tych danych wyklucza się wzajemnie. No i, rzecz jasna, naczytanie się wielu wiadomości na temat pisania CV nie robi z nas od razu profesjonalistów. Wciąż możemy nie wiedzieć, jak prawidłowo wyeksponować kluczowe kompetencje oraz które informacje pominąć.

Oczywiście nie zawsze przygotowanie CV na zamówienie to trafiony pomysł. Co powiecie na przykład o sytuacji, gdy osoba starająca się o posadę grafika zleca zrobienie dobrego graficznie CV innym? W takim przypadku daje jasny komunikat, że jednak nie nadaje się do tego, żeby zająć upragnioną posadę.

piątek, 4 lipca 2014

Podstawowe błędy w CV - jak im zapobiegać?

Wysyłasz swoje CV w setki miejsc, a odzewu jak nie było, tak nie ma? Może warto się zastanowić, czy Twoje CV jest przygotowane adekwatnie do oczekiwań rynku pracy. Poniżej przedstawiam listę najczęstszych błędów i uchybień w CV, które mogą skreślić kandydata już na starcie.

Absolutnie pamiętaj o klauzuli, która MUSI pojawić się w wysłanych dokumentach aplikacyjnych. Jej przykładowa treść to: Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych w celach rekrutacji zgodnie z ustawą z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (tekst jedn.: Dz. U. z 2002 r. Nr 101, poz. 926 z późn. zm.).
Jeżeli nie ma takiej klauzuli, rekruter NIE MOŻE zaprosić Cię na rozmowę kwalifikacyjną, nawet jeśli masz kompetencje i umiejętności najlepsze z najlepszych. Dlatego pod żadnym pozorem nie zapomnij umieścić tego punktu w swoim CV.
Wskazówka: Jeżeli chcesz mieć pewność, że tekst z klauzulą nie będzie „zjeżdżał” tam, gdzie nie powinien - umieść go w stopce dokumentu. Wtedy zawsze znajdzie się na dole strony.

Następna rzecz, która dyskwalifikuje kandydata, to błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Dają znać, że kandydat podchodzi do poszukiwań pracy niechlujnie i niestarannie. Jak można powierzyć odpowiedzialne zadanie osobie, której się nawet nie chciało poświęcić kilku minut na sprawdzenie interpunkcji?! Jak można wymagać kompetencji od kogoś, kto robi błędy w tak ważnym dokumencie jak CV?
Wskazówka: Jeżeli nie masz pewności, czy CV zawiera błędy, daj je do sprawdzenia komuś z grona znajomych. Może wyłapać te błędy, które zostały przez Ciebie przeoczone.

Kolejne uchybienie to wstawienie niewłaściwego zdjęcia do CV. Absolutnie niedopuszczalne są fotografie z imprez i wakacji oraz takie w dziwnych pozach i strojach. W przypadku aplikowania na kreatywne miejsca pracy pojawia się pewna dowolność wyboru fotografii, czyli można sobie pozwolić na więcej luzu i swobodniejszą pozę. Mimo to osobnik na zdjęciu ciągle powinien wyglądać kompetentnie i profesjonalnie.
Wskazówka: Najlepszym i najbezpieczniejszym wyjściem jest umieszczenie w CV zwykłego zdjęcia dowodowego.

Odbiór CV jest utrudniony przez niewłaściwe rozmieszczenie treści, a przede wszystkim brak odwróconej chronologii. Pamiętaj, zarówno doświadczenie zawodowe, jak i wykształcenie opisuje się w CV, zaczynając od pozycji najnowszych, a kończąc na najstarszych. W ten sposób rekruter od razu może wyłapać świeższe, aktualniejsze informacje o kandydacie. Te dawniejsze nie są aż tak istotne, zwłaszcza w przypadku osoby, która wielokrotnie awansowała.
Wskazówka: Jeżeli masz dużo pozycji w doświadczeniu zawodowym, a te końcowe nie pasują do branży bądź stanowiska, na jakie aplikujesz, możesz te pozycje pominąć albo skrócić do zbędnego minimum.

Poważną wadę CV stanowi też zły dobór czcionek. Nie możesz używać kilku różnorodnych, bo rekruter, czytając, dostanie oczopląsu. Ważne też, żeby nie wybrać czcionek, które są zupełnie nieczytelne. Tak, wiem, niektóre wyglądają bardzo ładnie, ale co z tego? Priorytetem jest czytelność. Rekruter nie będzie ślęczał nad CV, żeby rozszyfrować treść poszczególnych akapitów.
Wskazówka: Czytelność czytelnością, ale nie nadużywaj stosowanej dosłownie wszędzie czcionki Times New Roman. Zamiast tego możesz użyć np. Arial lub Calibri. Dobrze prezentuje się też Century Schoolbook.

A co z próbą zmieszczenia CV na jednej stronie? Na wielu portalach poświęconych tworzeniu CV trąbi się o tym, jak ważne streszczenie się na tylko i wyłącznie jednej stronie. Powiem tyle: to zależy. Jeżeli doświadczenia masz mało, bez sensu niepotrzebnie rozwlekać zawartość CV. Natomiast w przypadku bogatego doświadczenia spokojnie możesz sobie pozwolić na więcej. Grunt, żeby CV było maksymalnie czytelne. Nadziubdzianie masy tekstu na jednej stronie przy użyciu mikroskopijnej czcionki naprawdę nie zachęca do zapoznania się z CV kandydata.
Wskazówka: Jeżeli zawartość Twojego CV przekracza jedną stronę i naprawdę nie da się już niczego usunąć, postaraj się (oczywiście w miarę możliwości) zmieścić na pierwszej stronie chociaż doświadczenie zawodowe.

Warto wiedzieć, że CV nie powinno zawierać przesadnie dużo informacji personalnych. Oczywiście na górze strony musi się znaleźć imię i nazwisko, telefon oraz adres e-mailowy. Czasami dodaje się też adres zamieszkania oraz datę i miejsce urodzenia. Ale w żadnym wypadku nie trzeba pisać takich rzeczy, jak na przykład: stan cywilny, waga i wzrost, liczba i wiek dzieci.
Wskazówka: Telefon i adres e-mailowy możesz wpisać w nagłówku dokumentu. Wtedy, jeżeli masz CV na więcej niż jedną stronę, u góry każdej strony będą się wyświetlać Twoje dane kontaktowe.

Mam nadzieję, że przytoczone przeze mnie uwagi i wskazówki pomogą w poprawieniu CV na tyle, żeby spotkało się ono z aprobatą rekrutera i skutkowało zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Ale pamiętaj, że to dopiero początek drogi ku zdobyciu wymarzonej pracy…

piątek, 27 czerwca 2014

Co zrobić z CV, gdy brak w nim doświadczenia zawodowego?

Kiedyś w końcu przychodzi ten czas, że trzeba napisać swoje pierwsze CV. Niektórym to przychodzi łatwiej, innym trudniej, jednak ostatecznie każdy jest w stanie wypisać najważniejsze informacje odnośnie swojej ścieżki zawodowej i posiadanych kompetencji. Jednak co zrobić w sytuacji, gdy doświadczenia brak i napisane CV zajmuje jedynie kilka marnych linijek? Poniżej przedstawiam kilka mniej lub bardziej błyskawicznych metod na urozmaicenie CV.

Działacie bądź działaliście w wolontariacie? To nie tylko szansa na pomaganie innym, ale również rewelacyjny wpis do CV. Wolontariat daje możliwość udziału w wielu różnorodnych akcjach, w wyniku których można zdobyć szeroki wachlarz umiejętności, w tym także stricte zawodowych. Dlatego jeżeli ktoś miał kontakt z wolontariatem, koniecznie powinien dopisać ten fakt do CV. A jeżeli nie miał – cóż, chęć podrasowania CV raczej nie powinna być główną motywacją do szybkiego wstąpienia w szeregi wolontariuszy. Jednak nigdy nic nie wiadomo, może tego typu powody z czasem przerodzą się w bardziej bezinteresowne.

Równie istotne są wszelakie kursy i szkolenia. Pokazują, że kandydat lubi rozwijać swoje zdolności oraz zdobywać dodatkową wiedzę. Z tej działki mogą korzystać przede wszystkim studenci, dla których darmowych szkoleń nie brakuje. Ale czasem warto też zainwestować parę złotych w płatne kursy. Przekłada się to bowiem na cenne doświadczenie.

Poza zwykłymi szkoleniami warto poszukać także kursów online. Żeby zdobyć certyfikat takiego kursu, nie trzeba nawet wychodzić z domu, a kolejny wpis do CV jest.  Tylko, rzecz jasna, warto celować w te kursy, za którymi stoi jakaś kompetentna firma bądź osoba. Inaczej tego typu świstek wielkiej wartości mieć nie będzie.

W wielu branżach istotny element CV to znajomość języków obcych. Tutaj nie da się zdobyć umiejętności „na już”, ale może warto się zastanowić, czy nie zacząć nauki jakiegoś języka? Wymaga to, rzecz jasna, pewnych nakładów czasu i finansów, ale może znacząco polepszyć możliwości rozwoju zawodowego.

Co jeszcze można wpisać do CV? Wiele osób zapomina o umiejętności obsługi różnego rodzaju programów komputerowych . Pozycja pojawiająca się w dokumentach aplikacyjnych najczęściej to znajomość pakietu MS Office. Ale istnieje tyle innych programów, z którymi wielu miało styczność. Studiowaliście na psychologii? Więc na pewno macie w małym paluszku nawigację programu statystycznego SPSS. A może ogarniacie Photoshopa, bo potrzebowaliście się nauczyć retuszowania zdjęć? Warto chwilę usiąść i się zastanowić nad tym, z którymi programami miało się styczność.

Warto wyeksponować w CV niektóre przedmioty poznawane na studiach. Część zajęć obowiązkowych oraz fakultetów z pewnością poza teorią zawierała naukę jakichś przydatnych umiejętności, o których można wspomnieć w CV. Kilka miesięcy jakichś zajęć na pewno pozostawiło w głowie wiele przydatnych treści.

A co z udziałem w organizacjach? Kołach naukowych, chórach, treningach sportowych itd.? Jeżeli macie w tej kwestii czym się pochwalić, to jest to niemalże obowiązkowy wpis do CV.

Czasami warto wpisać w CV swój temat pracy magisterskiej. Ale jedynie wtedy, gdy wnosi on coś istotnego, a więc w dużym stopniu łączy się z wymarzoną pracą albo przedstawia kwestie istotne dla danej branży. Praca, która została napisana tylko dla napisania, nie musi być wyróżniana w CV oddzielnym wpisem.

Na koniec wspomnę, że dobrze jest zastanowić się nad zainteresowaniami. Najczęściej w CV pojawiają się następujące: muzyka, literatura, sport, psychologia, film, fotografia. Wszystko ładnie, ale wpisanie takich elementów nic nie wnosi. Lepiej już wpisać więcej konkretów: muzyka japońska, literatura hiszpańska, boks, teorie grup społecznych, twórczość Tarantino, wykonywanie zdjęć portretowych. A może macie jakieś hobby, które zaintryguje pracodawcę? Byle tylko było zgodne z prawdą i akceptowalne społecznie. Uwierzcie, ale zainteresowania naprawdę mogą pomóc w zdobyciu pracy.


Oczywiście wymienione sposoby nie zastąpią w pełni doświadczenia zawodowego. Mimo to wiele pomogą w krążeniu po meandrach rynku pracy.

piątek, 6 czerwca 2014

Tatuaże w pracy - przedmiot dyskryminacji?

Coraz częściej ludzie decydują się na zrobienie sobie tatuażu. Dzieje się tak zwłaszcza wśród osób młodych, które są mniej konserwatywne i nie boją się trochę „zaszaleć”. Jak fakt posiadania tatuażu ma się do sytuacji na rynku pracy?


Większość przeprowadzonych badań i obserwacji daje jasny wniosek: tatuaże są sporym utrudnieniem dla poszukujących pracy. Wytatuowane jednostki zatrudnia się mniej chętnie, częściej się zwalnia oraz z reguły prosi się o to, żeby w miejscu pracy przykryły czymś tatuaż. Można to nazwać dyskryminacją ze względu na wygląd czy nie można?

Jak by nie patrzeć, nikt się z tatuażem nie rodzi. Zrobienie sobie „dziary” to swobodny wybór danej osoby. I taka osoba powinna liczyć się z tym, że w niektórych kręgach może nie być odbierana zbyt entuzjastycznie.

W Polsce tatuaż najczęściej kojarzy się ze środowiskiem więziennym, przestępcami, patologią, gangiem. Nic więc dziwnego, że wielu, idąc za tym stereotypem, postrzega osobę wytatuowaną jako niegodną zaufania, stanowiącą zagrożenie, zbuntowaną. Oczywistym jest, że wytatuowany osobnik może posiadać o wiele wyższe kompetencje niż ktoś, kto sobie tatuażu nigdy nie zrobił. Jednak tak właśnie funkcjonują stereotypy – upraszczają rzeczywistość i spychają wszystko do mało skomplikowanych schematów.

Rzecz jasna, sporo zależy od tego, jak wygląda tatuaż. Mały motylek nie zrobi takiego negatywnego wrażenia jak wielka, zakrwawiona czaszka otoczona nożami. Skoro ktoś tatuuje sobie na ciele sceny niesmaczne, obsceniczne i nieprzyjemne, z dużym powodzeniem można wnioskować o tym, że ma jakieś problemy z funkcjonowaniem w świecie i że nie można w pełni ufać jego stabilności umysłowej. A więc tym samym wydaje się dosyć niepewnym kandydatem, zwłaszcza na odpowiedzialne stanowisko.

Również liczy się to, gdzie widnieje obrazek. Jeżeli łatwo można przykryć tatuaż ubraniem, pracodawcy nie powinni robić dużo szumu z samego faktu posiadania tatuażu. Ale jeżeli tatuaż powstał w takim miejscu, że mimo najszczerszych chęci zamaskować się go nie da – cóż, tutaj wielu pracodawców może nie być wyrozumiałych. Właściwie trudno im się dziwić. Nawet jeśli sami nic do tatuażu nie mają, trzeba mieć na uwadze to, co powie klient. A wśród klientów na pewno znajdzie się spora rzesza, która jest tatuażom nieprzychylna.

W związku z powyższym wytatuowana osoba może mieć spore problemy ze znalezieniem pracy wymagającej kontaktu z klientem. Chyba że będzie to praca w miejscu, gdzie tatuaże idealnie pasują i poprawiają, a nie psują wizerunek danej jednostki. Chodzi tu na przykład o stanowisko sprzedawcy akcesoriów motocyklowych.

To, czy osoba z tatuażem zdobędzie pożądane stanowisko, zależy w dużej mierze od wieku pracodawcy. Starsi ludzie z reguły są częściej negatywnie nastawieni do tatuaży, natomiast młodsi zazwyczaj przymykają oko na takie rzeczy, bo sami dobrze pamiętają niedawne wybryki młodości.

Co prawda tatuaże przyjmuje się lepiej niż miało to miejsce kilka lat temu, jednak wciąż dla wielu są one sygnałem (słusznym bądź niesłusznym), że z wytatuowaną osobą lepiej w bliższe relacje nie wchodzić. W sytuacji, gdy wizerunek firmy buduje się na podstawie wizerunku pracowników, nie ma co się dziwić pracodawcom, że wolą zatrudnić kogoś, kto jest tatuaży pozbawiony. Trudno to raczej nazwać dyskryminacją. Kiedy ktoś decyduje się na tatuaż, powinien być świadom konsekwencji, jakie ta decyzja za sobą niesie, także w życiu zawodowym.

Tak, wiem, powinny się liczyć umiejętności i kompetencje osoby, a nie to, jak ona wygląda. Jednak nie wolno zapominać o efekcie pierwszego wrażenia, w którym wygląd odgrywa rolę kluczową. No i nie należy lekceważyć siły oddziaływania stereotypów; są one wyjątkowo trudne do wykorzenienia.

piątek, 30 maja 2014

Wolontariat - dlaczego warto?

Działacie w wolontariacie? A może nie macie czasu? Nie czujecie potrzeby? Boicie się nowego i nieznanego? Wolontariat kojarzy się Wam jedynie z pomaganiem osobom ciężko dotkniętym przez los? Niekoniecznie. Wolontariat, rzecz jasna, bazuje na niesieniu pomocy potrzebującym, ale można z niego wyciągnąć także wiele dla siebie. I to zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym.

Muszę przyznać, że praktycznie od zawsze bycie wolontariuszem kojarzyło mi się jedynie z pomaganiem innym, obserwowaniem ludzkiego cierpienia, poświęcaniem dużej ilości czasu na zbiórki żywności, happeningi i inne akcje. A jako osoba dosyć egoistycznie nastawiona do świata stwierdziłam, że to absolutnie nie dla mnie. Dwa lata temu do wolontariatu wciągnęła mnie koleżanka. Z trudem, ale jednak. I co? Pozostałam po dziś dzień.

Co mnie przekonało? Opowiem o tym poniżej.

Po pierwsze, znacznie wzbogaciłam swój zakres kompetencji miękkich. Umiejętność pracy pod presją czasu, radzenie sobie ze stresem, wykonywanie wielu czynności naraz, kreatywność, znajdowanie nowych rozwiązań dla zaistniałych problemów, bardzo dobra organizacja czasu - to tylko niektóre z nich. Oprócz tego w dużym stopniu zwalczyłam nieśmiałość, poprawiłam jakość komunikowania się z otoczeniem i przyzwyczaiłam się do szybkiego wchodzenia w interakcje z innymi ludźmi.

Po drugie, mam możliwość rozwoju swoich zainteresowań. Wybrałam grupę wolontariacką, która skupia się głównie na organizacji wydarzeń kulturalnych, czyli mogę robić to, co lubię i mam spore zaplecze w postaci środków finansowych i chętnych osób. Z pomocą wolontariuszy sprawnie przygotowałam kilka konferencji poświęconych Dalekiemu Wschodowi - mojemu najukochańszemu hobby.

Po trzecie, nabyłam bardzo dużo kompetencji zawodowych, które znacznie ułatwiają poruszanie się po meandrach rynku pracy, a także poprawiają jakość pracy zawodowej. Nie chodzi jedynie o wspomniane wyżej kompetencje miękkie, ale również o naukę praktycznych umiejętności, np. tego, jak właściwie napisać projekt albo zdobyć sponsorów.

Po czwarte, wolontariat stał się idealnym sposobem na podrasowanie CV. Gdy rubryka z doświadczeniem zawodowym wygląda dosyć ubogo, można to nadrobić wpisem o wolontariacie. W ten sposób udowadniam potencjalnym rekruterom, że lubię podejmować inicjatywy, działać i rozwijać się oraz że poświęcam dużo uwagi temu, co dla mnie ważne. Poza tym spokojnie można wypisać w dokumentach aplikacyjnych wspomniane przeze mnie kompetencje miękkie albo zakres umiejętności, jakie wolontariat pozwolił nabyć.

Po piąte, dzięki mniej lub bardziej regularnemu pojawianiu się na spotkaniach wolontariuszy, mogłam poznać nowych ludzi i zawrzeć nowe przyjaźnie. Naprawdę, spora część poznanych wolontariuszy okazała się niesamowita i radością spędzam z nimi czas.

Po szóste, wolontariat to po prostu dobra zabawa. Jako wolontariusze mamy organizowane szkolenia lub wyjazdy integracyjne. Co prawda często poruszamy tam trudną tematykę. Jednak również bawimy się w sposób nieskrępowany, a co więcej - zazwyczaj wyciągamy z tych ekscesów wiele pożytecznych wniosków. Robiłam mnóstwo mniej lub bardziej dziwnych rzeczy: budowałam wieżę z makaronu i jadalnych pianek; tworzyłam pojazd latający z balonów, sznurka taśmy i piór; jadłam czekoladę widelcem na czas, okutana w szal, czapkę i grube rękawice; biegałam po ulicy przebrana za robota. Brzmi niepoważnie? Możliwe, ale wolontariat przecież nie musi być cały czas poważny.

Podsumowując, wolontariat nie musi być jedynie pomaganiem innym; to jednocześnie pomaganie sobie. Nawet egoiści mogą się odnaleźć w tej działce. Wystarczy trafić do właściwej grupy wolontariackiej, tak jak ja trafiłam.


Nie zapominajmy, jak wiele wolontariat daje nam w rozwoju osobistym. Możemy nabyć i udoskonalić szeroki wachlarz cech i umiejętności sprawiających, że człowiek staje się lepszy. Wolontariat znacznie ułatwia także rozwój zawodowy. Wpisanie sobie aktywności wolontariackiej w CV daje nam dodatkowe punkty. Wolontariat jest jasnym potwierdzeniem na to, że faktycznie mieliśmy szansę nabyć te zdolności, o których rozpisujemy się w liście motywacyjnym.

piątek, 23 maja 2014

Prokrastynacja - co? jak? dlaczego?

Już dawno temu miałam napisać ten post, ale wciąż odkładałam na później… Ilu z Was ma tendencję do zostawiania wszystkiego na ostatnią chwilę? Istnieje bardzo ładne słowo na określenie takiego stanu rzeczy: prokrastynacja.

Prokrastynacja to skłonność do permanentnego przekładania zaplanowanych czynności na potem. Klasycznemu prokrastynatorowi bardzo trudno jest zabrać się do pracy. W związki z tym odkłada obowiązki i odkłada, aż zostają mu one do wykonania na ostatnią chwilę. Gorzej: niekiedy odkładanie prowadzi do tego, że zamierzone działania nie są wykonane w ogóle, bo deadline minął.

Prokrastynatorom często przyczepia się etykietkę leni i osób pozbawionych jakiejkolwiek ambicji. Jednak to nie do końca tak wygląda. Osoby dotknięte prokrastynacją to zazwyczaj perfekcjoniści. Bojąc się popełniania mniejszych lub większych błędów, nie podejmują działania w ogóle, bo przynajmniej w ten sposób nie zrobią niczego źle. Albo tłumaczą sobie, że potrzebują więcej czasu na zastanowienie się i dogłębne przemyślenie zagadnienia.

Z tego powodu kiedy już muszą zrobić to, co mieli zaplanowane, okazuje się, że czasu brak i trzeba pracować w tempie maksymalnie przyspieszonym. Nic więc dziwnego, że wiąże się to z ogromną dawką stresu i obciążenia psychicznego. Poza tym w pośpiechu poziom efektywności pozostawia wiele do życzenia.

Prokrastynacja to znaczne utrudnienie dla funkcjonowania. Człowiek sam rzuca sobie kłody pod nogi. Blokuje w sobie chęć do działania. Wciąż szuka wymówek i tłumaczeń dla swojego braku działania. Co więcej: święcie wierzy we wszystkie wymówki. Oczywiście stale obiecuje sobie, że w przyszłości zmieni sposób postępowania. I, niestety, zazwyczaj nic z tego nie wychodzi, a prokrastynator jak odwlekał, to dalej odwleka. Przez to bezsilność i zniechęcenie narastają.

Oczywiście prokrastynacja nie dominuje w życiu każdej jednostki. Jednak każdy z nas ma w sobie przynajmniej odrobinę prokrastynatora w którejś z dziedzin życia: pracy zawodowej, życiu rodzinnym, relacjach ze znajomymi. Co prawda taka odrobina nie dezorganizuje życia, ale jeżeli odkładanie wszystkiego na potem staje się notoryczne, można mówić o sporym problemie.

Spójrzmy na przykład na taką sytuację: Pan Marian w wyniku redukcji etatów został bezrobotny i musi szukać nowej pracy. Ale jest ambitny, nie chce byle czego. Z tego powodu postanowił, że jego CV musi być wyjątkowe, dopracowane w każdym szczególe, perfekcyjne, rzucające potencjalnego rekrutera na kolana. Więc pan Marian uznał, że takie profesjonalne CV nie może być wykonane na szybko, że wymaga zastanowienia i wielu godzin pracy.

I co robi pan Marian? Od sześciu miesięcy nie znalazł nowej pracy. Co więcej, nawet nie zaczął jej szukać i żyje z oszczędności. Dlaczego? Bo pan Marian jeszcze nie napisał swojego CV, gdyż wciąż odkłada to na lepszą chwilę, kiedy będzie mu się lepiej myślało i kiedy będzie na tyle kreatywny, że stworzy idealne CV. W ten sposób sam blokuje swoje szanse na ponowne uzyskanie zatrudnienia. Im dłużej zwleka, tym trudniej mu będzie zacząć. I tym gorzej będzie wyglądało jego CV, w którym pojawi się wielka luka w rubryce z doświadczeniem zawodowym.

Cóż pozostaje poradzić? Kto zdiagnozował u siebie prokrastynację, powinien za wszelką cenę ją zwalczać. Niestety nie ma prostej recepty na pozbycie się tej tendencji. Pozostaje praca nad sobą i uświadomienie sobie, że nadmierna perfekcja nie zawsze jest wskazana.

Co może zrobić pan Marian? Wziąć się w garść (łatwo powiedzieć!) i napisać w końcu jakiekolwiek CV. Może również, skoro sam sobie nie radzi, zlecić pisanie CV profesjonalistom. Dzięki temu będzie miał pewność, że jego CV faktycznie będzie realizowało wysokie standardy i zostanie dopasowane do potrzeb rynku. Firm realizujących pisanie CV na zamówienie jest wiele. Ja z czystym sumieniem mogę polecić KreAktywne CV, gdzie sama mam przyjemność uczestniczyć w tworzeniu dokumentów aplikacyjnych. Grunt, żeby prokrastynator zmobilizował się wystarczająco, aby wypełnić formularz zgłoszeniowy.


Oczywiście KreAktywne CV to dobre rozwiązanie nie tylko dla prokrastynatorów. To świetne rozwiązanie dla każdego, kto chce mieć profesjonalne CV, a sam nie do końca sobie radzi z jego napisaniem.